Jennifer Niven "Wszystkie jasne miejsca"
Theodore jest zafascynowany śmiercią. Codziennie rozmyśla nad sposobami, w jakie mógłby pozbawić się życia, a jednocześnie nieustannie szuka czegoś, co pozwoliłoby mu pozostać na tym świecie. Violet żyje przyszłością i odlicza dni do zakończenia szkoły. Marzy o ucieczce od małego miasteczka w Indianie i niemijającej rozpaczy po śmierci siostry.
Kiedy Finch i Violet spotykają się na szczycie szkolnej wieży – sześć pięter nad ziemią – nie do końca wiadomo, kto komu ratuje życie. A gdy ta zaskakująca para zaczyna pracować razem nad projektem geograficznym, by odkryć "cuda" Indiany, ruszają – jak to określa Finch – tam, gdzie poprowadzi ich droga: w miejsca maleńkie, dziwaczne, piękne, brzydkie i zaskakujące. Zupełnie jak życie.
źródło zdjęcia i opisu: lubimyczytać.pl
***
To książka mojego życia. Pierwszy raz sięgnęłam po nią już w 2017, jednak wtedy nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Dopiero gdy przeczytałam ją w czerwcu 2019, przepadłam. Violet i Finch to postaci świetnie wykreowane psychologicznie, a fakt, że poznajemy historię z perspektywy ich obojga tylko potęguje to odczucie. Pozornie to kolejna „powieść drogi”, która w istocie kryje w sobie kopalnię refleksji i złotych myśli. Bohaterowie, odkrywając kolejne miejsca na mapie Indiany, odkrywają też trochę samych siebie. Fenomenalna powieść, smutna, dołująca i jednocześnie dająca nadzieję.
Komentarze
Prześlij komentarz