Mariusz Maślanka "Bidul"
Dziesięcioletni Borys, chłopiec z patologicznej rodziny, zostaje oddany wraz z rodzeństwem do domu dziecka w prowincjonalnym mieście Polski. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu Borys relacjonuje wydarzenia, których jest uczestnikiem lub świadkiem, opowiada o świecie wynaturzonym i nieludzkim, w którym jednak się żyje, je, śpi, chodzi do szkoły, podejmuje pierwsze decyzje, po raz pierwszy kocha…
źródło zdjęcia i opisu: lubimyczytać.pl
***
Tematyką domów dziecka interesuję się od lat. Sama kiedyś próbowałam osadzić jedną z moich "powieści" w tych realiach. Po książkę Maślanki sięgnęłam jednak dopiero teraz. Pochłonęłam ją w dwa wieczory. Choć nie była to na pewno lekka i przyjemna lektura.
Autor spędził dzieciństwo w domu dziecka. Możemy zatem przypuszczać, że "Bidul" w jakimś stopniu odzwierciedla jego losy. Losy chłopaka pozostawionego tak naprawdę samemu sobie w miejscu, gdzie rządzi prawo dżungli i gdzie każdego dnia musi walczyć o przetrwanie.
Maślanka opisuje bidulową rzeczywistość brutalnie, dosadnie, wręcz naturalistycznie. Borys na oczach czytelnika przeistacza się z małego chłopca w dorosłego mężczyznę. Jest świadkiem gwałtu na koledze, widzi przemoc, sam niejednokrotnie jej doświadcza. A jednocześnie, przy całym tym "zezwierzęceniu" wokół, zachowuje wrażliwość i stara się postępować według własnych zasad moralnych. Jak twierdzi, nie potrafiłby oddać się pierwszej lepszej dziewczynie - bo musi ją kochać. Jak każdy młody człowiek, szuka swojego miejsca. Obserwuje zmieniającą się rzeczywistość. Analizuje ją w listach wysyłanych do samego siebie.
Współczułam mu, kibicowałam. Miałam ochotę przytulić. A po zakończeniu lektury jeszcze długo zastanawiałam się, jak się potoczyły jego losy. Na pewno na długo we mnie zostanie...
Komentarze
Prześlij komentarz