Sandra Glover "Skrzywdzona"
Debra ma szesnaście lat, właśnie z wyróżnieniem skończyła kolejną klasę i teraz ma co uczcić z koleżankami. Chociaż w tajemnicy przed ojcem, dyrektorem jej szkoły, bo to ma być impreza w nocnym klubie. Ale nie da się ukryć całej sprawy, gdy w trakcie tego szaleństwa okazuje się, że... Debra zniknęła! A niedługo później rodzice usłyszą od tajemniczej osoby, że ich córka jest w rękach porywacza.
źródło zdjęcia i opisu: lubimyczytać.pl
***
"Skrzywdzoną" przeczytałam na przełomie czerwca i lipca 2011 roku, a więc jako dwunastolatka. Byłam wówczas zafascynowana wszelkimi zagadkami z porwaniami i narkotykami w tle. Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, co mnie skłoniło ku tej pozycji najbardziej - tytuł czy fabuła. Jednego jestem pewna - takie książki są potrzebne.
Powieść mnie zszokowała, chłonęłam ją fragmentarycznie. Próbowałam sama rozwiązać zagadkę, co finalnie mi się nie udało, ale sama zabawa już mnie satysfakcjonowała. Wielogłosowość i mnogość punktów widzenia niewątpliwie gmatwa historię, ale też ułatwia jej czytanie czysto technicznie.
Styl Glover nie należy do wyszukanych, prostota przekazu ułatwia odbiór i pozwala łatwo dotrzeć do docelowej grupy odbiorców. Autorka podjęła się tematyki ważnej i potrzebnej, "Skrzywdzona" ma w sobie wiele walorów dydaktycznych. Jej treść, pomimo kilkunastu lat od wydania, wciąż zawiera istotną przestrogę dla młodych dziewczyn.
Niesamowicie szanuję pisarkę za przedstawienie psychiki porwanej w trakcie i po zdarzeniu. Pozwalało mi to współodczuwać wraz z nią, zrozumieć jej emocje i wniknąć w jej myśli. Bardzo podobały mi się też wstawki z perspektywy porywacza i niesamowicie szanuję tłumacza za zachowanie jego tożsamości płciowej w tajemnicy do samego końca - świetny zabieg w kontekście fabuły!
Komentarze
Prześlij komentarz